Przetwory!

Ostatniej soboty zostaliśmy zaproszeni do znajomych na działkę. Powiedziano nam, że mają klęskę urodzaju i musimy pomóc. Dość optymistycznie wzięliśmy ze sobą Tubtruga. I dobrze! Zebraliśmy około 8 kilo wiśni! I do tego jeszcze dostaliśmy parę ładnych kilo czerwonych porzeczek (po niemiecku Johannisbeeren, czyli jagódki Johana). Niedzielę spędziłam baaardzo pracowicie. Mycie owoców (2 godziny), szypułkowanie porzeczek (3 godziny), drylowanie wiśni (6 godzin). Do tego gonitwa po osiedlu w poszukiwaniu cukru – wszystko zamknięte, zdobyłam 1 kilo…

Wysiłek się opłacił: 7 słoików galaretki porzeczkowej, 2 litry syropu wiśniowego i 8 słoików konfitury. A do tego robi mi się kilka litrów nalewek – porzeczkowej i wiśniówki.

what we saw in Warsaw

Kiedy w zeszłym roku wróciliśmy z naszej wyprawy do Warszawy Johan miał do mnie wielkie pretensje (ok, przesadzam, troszkę się tylko dąsał), że nie poszliśmy obejrzeć samolotów. Dojrzał je na googlemaps śledząc trasę naszego spaceru (z Agrykoli dołem do Powiśla). Chodzi o samoloty wystawione przy Muzeum Wojska Polskiego. Oczywiście tym razem naprawiliśmy to przeoczenie.

W Wilanowie byłam ostatnio chyba 20 lat temu. Bardzo się pięknie teraz prezentuje. Pałac jest odnawiany (za pieniądze UE). Francuskie i angielskie ogrody też bardzo przyjemne. W tej trochę dzikszej części, nad wodą, mnóstwo ptaków. Udało nam się zobaczyć zimorodka! A właściwie tylko taką bardzo niebieską smugę tnącą powietrze. Więc fotki niestety nie ma. Było kilka ptaków, które dość ładnie pozowały, chyba nawet jakiś bączek w trzcinach, ale trochę niewyraźny. Fotki z Wilanowa.

Chyba największe wrażenie zrobiła na nas wizyta w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Jak kupowałam bilet na ich stronie, była tam informacja, że na zwiedzanie należy przeznaczyć minimum 2 godziny. Znajome powiedziały nam, że właściwie to 5 godzin. Tyle właśnie czasu byliśmy i to też jeszcze ya krótko. Jest cała masa informacji, wszystko przedstawione w arcyciekawej formie, właściwie formach, bo różnych. Mnóstwo interaktywnych ekranów, plansz, rysunków, map. I to wszystko we wspaniałej architekturze. Na pewno będę tam wracać. Chyba najlepsze muzeum, w jakim kiedykolwiek byłam. Tutaj mała namiastka: wirtualny spacer.

Spacerowaliśmy też sporo po Warszawie (komunikacja miejska działała dziwnie, bo NATO). Byliśmy na spacerze w Łazienkach, na płocie bardzo dobra wystawa holenderskich plakatów. Johan bardzo się cieszył z nazwy, że jak to że łazienki i do tego królewskie.

gdzie jedliśmy w Warszawie

Jeśli chodzi o jedzenie, to zaczęliśmy w jednym z naszych ulubionych miejsc – Momencik na Poznańskiej – prosto z pociągu po pyszne burrito! W Warszawie jest miejsce gdzie można zamówić wegańską pizzę – z dostawą do domu: Vegan Pizza. Pycha! Oczywiście nie mogło zabraknąć wizyty w Lokalu. No i tam gdzie najbliżej, a do tego pysznie: Vege Miasto. Zawsze jakoś wybieram Cudaka…(ziemniaki, tempeh i orzechowy ’ser‘) i nigdy nie żałuję. A jeszcze desery… Do tego od niedawna jest też nowe miejsce: Fit and Green. Nazwa nieco pretensjonalna, ale jedzenie dobre.

wizyta w Warszawie

Mieliśmy dość przyjemny pobyt w Warszawie. Pogoda dopisała – nie było upałów, czasem tylko jakiś drobny deszczyk. Przyjemnie. Poodwiedzaliśmy bliskich, jedliśmy różne dobre rzeczy, trochę zwiedzaliśmy (o tym jeszcze będę pisać). NATO nam nadto nie przeszkadzało, czasem tylko trudno się było zorientować, np. w którym kierunku pojedziemy autobusem, bo komunikacja miejska była bardzo pozmieniana, ale nie było tak źle. Były puste ulice i zakazy parkowania w wielu miejscach, powiało mi nostalgią, bo tak pamiętam letnie niedziele z dzieciństwa – spokojne i ciche. No i bardzo bezpiecznie było też, czuwał nad nami na przykład ten pan: